Od komety 3I/ATLAS coś się odłączyło: Statek-matka mógł wypuścić sondy
Pokusiłeś się o myśl, że temat komety 3I/Atlas został wyczerpany? Nic bardziej mylnego. Avi Loeb, renomowany badacz z Harvardu, znowu nawiązuje do kontrowersyjnych teorii dotyczących tego fascynującego ciała niebieskiego.
W swoim najnowszym wpisie na blogu, Loeb odnosi się do nowego zdjęcia komety 3I/Atlas, wykonanym przez grupę astronomów. Fotografia, stworzona przez M. Jagera, G. Rhemanna i E. Prosperiego, ukazuje niezwykłe szczegóły tego obiektu, widocznego z odległości 326 milionów km od Ziemi.
Na zdjęciu ukazują się dwa wąskie dżety skierowane przeciwnie do siebie, idealnie pionowo wzdłuż osi 3I/Atlas-Słońce. Co zaintrygowało Loeba, to geometryczna struktura tych dżetów, które zamiast typowego rozmytego kształtu, tworzą formację przypominającą literę X, rozciągającą się na odległość około miliona kilometrów.
Avi Loeb stawia w swoim blogu kluczowe pytanie: dlaczego te linie są tak proste? Jak wiadomo, kometa 3I/Atlas obraca się z okresem 16,16 godziny, co powinno wpływać na kształt i dynamikę wydobywanych gazów oraz pyłów. Naturalnie, teoria sublimacji lodu powinna spowodować, że wyrzucana materia układałaby się w bardziej skomplikowaną formę, tworząc spirale czy załamania.
Na zdjęciu jednak widzimy idealnie proste linie, jakby były narysowane z linijką. Loeb wymienia także kolejną anomalię: dlaczego te boczne dżety są ustawione pionowo do ogona? Tego rodzaju ułożenie w naturze występuje rzadko, co intryguje badacza.
Statek-matka czy kosmiczny gruz?
W miarę gdy rezygnujemy z klasycznej interpretacji gazowych dżetów, pojawia się pytanie o to, co to tak naprawdę oznacza. Loeb sugeruje, że może nie mamy do czynienia z gazem, lecz ze śladami pozostawionymi przez fizyczne obiekty. Proponuje, że te linie mogą być oznaczeniem trajektorii małych miniobiektów, które oderwały się od 3I/Atlas.
Według Loeba, jeśli miniobiekty wyszły na swoją trasę w pobliżu peryhelium, mogły przebyć odległość miliona kilometrów w zaledwie 22 dni, co odpowiada prędkości 500 m/s względem 3I/Atlas. Te małe obiekty mogą mieć różnorodne pochodzenie – być kawałkami lodu odrywającymi się od jądra komety lub wręcz małymi sondami wystrzelonymi z technologicznego statku.
Przyszłość obserwacji
Avi Loeb zachowuje naukowy rygor, podkreślając, że żadna z hipotez nie jest przesądzona. W nadchodzących tygodniach kluczowe będzie potwierdzenie istnienia tych miniobiektów oraz ich pochodzenia. Niezwykle istotne pytanie brzmi: czy to na pewno fizyczne obiekty, a nie artefakty powstałe w wyniku błędów technologicznych?
Jeśli są to kawałki lodu, powinny zniknąć w wyniku sublimacji, ale jeśli są to konstruowane obiekty, ich zachowanie może być zupełnie inne – mogą utrzymywać pełną spójność i modyfikować swoje trajektorie. Ekspert zaznacza, jak ważne jest, aby upewnić się, że obserwacje są autentyczne, a nie efektem błędu sprzętowego.
Ostatecznie, jeśli potwierdzą się obecność tych obiektów, będziemy stawiali sobie pytanie, które może wywrócić do góry nogami nasze rozumienie wszechświata: czy to natura rzuca w nas lodem, czy może ktoś właśnie wysłał sondy na badania w Układzie Słonecznym?

